wtorek, 20 listopada 2012

"Jodłowa Góra po Kuchennych Rewolucjach"





Późnym popołudniem dojechaliśmy do małej miejscowości słynącej z bezalkoholowych trunków, czyli polskich soków Tymbark. Nie mieliśmy większego problemu ze znalezieniem niepozornie wyglądającego budynku, który przypominał powszechny gmach komunistycznej stołówki. Już na samym wejściu dało się zauważyć odciśnięte piętno pobytu znanej restauratorki Magdy Gessler w postaci szyldu reklamowego, dumnie podkreślającego nowe i lepsze menu „Zajazdu pod Jodłową Górą” a niewinne zapachy intensywnie wydobywające się z kuchennego zaplecza, owijały okoliczny teren pobudzając zmysły przybyłych estetów wyrafinowanego smaku i kunsztu kulinarnego. Ciepłe i słoneczne wnętrze przyjemnie podkreślało regionalny charakter staro-nowej restauracji.


Przysiedliśmy przy ostatnim stoliku w końcu sali, gdyż pozostałe miejsca były już zajęte przez innych gości.  Niedomalowane ściany, niedbale przyklejone kawałki luster, skóry zwierząt wiszące na ścianach i butelki niezdarnie poprzyczepiane do żyrandoli w jakiś nieznany sobie sposób sprawiały wrażenie spójności. Na skromnie zastawionym stole stały żywe chryzantemy, poukładane niedbale w zwykłych słojach a radosna muzyka, szkoda że nie regionalna, umilała czas zarówno oczekującym jak i konsumującym.  Na obsługę nie czekaliśmy długo a największym zaskoczeniem był czas realizacji, bo już po niespełna pól godzinie wszystkie zamówione przez nas dania trafiły na stół.


Tradycyjny żur za jedyne 6 zł oraz gulasz z jagnięciny  podawany z plackiem ziemniaczanym i śmietaną  za 23 zł, stały się dla nas nie lada rarytasem. Biały, gęsty i treściwy żur ze skwarkami i białą kiełbasą upoił nasze kubki smakowe. Podany został z dwoma jajkami ugotowanymi na twardo, świeżą pietruszką i niestety suszonym majerankiem. Jedynym wyczuwalnym mankamentem była wszechobecna „jarzynka” w tym suszona marchew , która widoczna gołym okiem psuła poniekąd walory estetyczne i smakowe naszego żurku. Głód był jednak silniejszy a zawartość naszych talerzy zniknęła w oka mgnieniu. 


W naszym gulaszu niezbyt trafnym było udekorowanie talerzy dużą ilością ostrej i suchej papryki a w każdej z porcji  rozczarowała nas nieadekwatna ilość aksamitnego gulaszu do wielkości placka. Zbyt mała ilość sosu ledwie przykrywała duży, chrupiący i dobrze wysmażony placek z naprawdę świeżo startych ziemniaków. Przymknęliśmy jednak oko, bo harmoniczna etiuda smaków przypomniała nam wszystkim dziecięce czasy i domową kuchnie sprzed lat. Chciałoby się jeszcze….. ale niestety nie można mieć wszystkiego  a wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć.


W ostatniej chwili przypomnieliśmy sobie o paniach z koła gospodyń wiejskich, które w programie z dumą prezentowały swoje wyroby w postaci regionalnych serów i  przetworów. Ku naszemu zaskoczeniu, okazało się ze ów sery i przetwory mogliśmy zakupić w opcji „na drogę”. Nie zastanawiając się zbyt długo w ciągu kolejnych pięciu minut każdy z nas stał się szczęśliwym posiadaczem jednego z regionalnych serów za jedyne 8zł. I czego więcej chcieć od życia? 


Spełnieni, najedzeni i podbudowani musieliśmy ruszyć w dalszą drogę przypominając sobie o celu naszej podróży. Miło będziemy wspominać gościnę tymbarczan ,mając cichą nadzieję, że łaskawy los  zlituję się kiedyś nad nami i pokieruje nas do pysznego i nietuzinkowego „Zajazdu pod Jodłową Górą”. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz