Późnym
popołudniem dojechaliśmy do małej miejscowości słynącej z bezalkoholowych
trunków, czyli polskich soków Tymbark. Nie mieliśmy większego problemu ze
znalezieniem niepozornie wyglądającego budynku, który przypominał powszechny
gmach komunistycznej stołówki. Już na samym wejściu dało się zauważyć odciśnięte
piętno pobytu znanej restauratorki Magdy Gessler w postaci szyldu reklamowego, dumnie podkreślającego
nowe i lepsze menu „Zajazdu pod Jodłową Górą” a niewinne zapachy intensywnie wydobywające
się z kuchennego zaplecza, owijały okoliczny teren pobudzając zmysły przybyłych
estetów wyrafinowanego smaku i kunsztu kulinarnego. Ciepłe i słoneczne wnętrze
przyjemnie podkreślało regionalny charakter staro-nowej restauracji.
Przysiedliśmy przy ostatnim stoliku w końcu sali, gdyż pozostałe miejsca były już zajęte przez innych gości.
Niedomalowane ściany, niedbale przyklejone kawałki luster, skóry
zwierząt wiszące na ścianach i butelki niezdarnie poprzyczepiane do żyrandoli w jakiś
nieznany sobie sposób sprawiały wrażenie spójności. Na skromnie zastawionym
stole stały żywe chryzantemy, poukładane niedbale w zwykłych słojach a radosna
muzyka, szkoda że nie regionalna, umilała czas zarówno oczekującym jak i konsumującym.
Na obsługę nie czekaliśmy długo a największym
zaskoczeniem był czas realizacji, bo już po niespełna pól godzinie wszystkie zamówione
przez nas dania trafiły na stół.
Tradycyjny żur za jedyne 6 zł oraz gulasz z jagnięciny
podawany z plackiem ziemniaczanym i śmietaną za 23 zł, stały się dla nas nie lada
rarytasem. Biały, gęsty i treściwy żur ze skwarkami i białą kiełbasą upoił
nasze kubki smakowe. Podany został z dwoma jajkami ugotowanymi na twardo, świeżą
pietruszką i niestety suszonym majerankiem. Jedynym wyczuwalnym mankamentem
była wszechobecna „jarzynka” w tym suszona marchew , która widoczna gołym okiem
psuła poniekąd walory estetyczne i smakowe naszego żurku. Głód był jednak silniejszy
a zawartość naszych talerzy zniknęła w oka mgnieniu.
W naszym gulaszu niezbyt
trafnym było udekorowanie talerzy dużą ilością ostrej i suchej papryki a w
każdej z porcji rozczarowała nas nieadekwatna ilość aksamitnego gulaszu do wielkości placka. Zbyt mała ilość
sosu ledwie przykrywała duży, chrupiący i dobrze wysmażony placek z naprawdę świeżo
startych ziemniaków. Przymknęliśmy jednak oko, bo harmoniczna etiuda smaków przypomniała
nam wszystkim dziecięce czasy i domową kuchnie sprzed lat. Chciałoby się jeszcze…..
ale niestety nie można mieć wszystkiego a wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć.
W ostatniej chwili przypomnieliśmy
sobie o paniach z koła gospodyń wiejskich, które w programie z dumą
prezentowały swoje wyroby w postaci regionalnych serów i przetworów. Ku naszemu zaskoczeniu, okazało się
ze ów sery i przetwory mogliśmy zakupić w opcji „na drogę”. Nie zastanawiając się
zbyt długo w ciągu kolejnych pięciu minut każdy z nas stał się szczęśliwym posiadaczem
jednego z regionalnych serów za jedyne 8zł. I czego więcej chcieć od życia?
Spełnieni,
najedzeni i podbudowani musieliśmy ruszyć w dalszą drogę przypominając sobie o
celu naszej podróży. Miło będziemy wspominać gościnę tymbarczan ,mając cichą
nadzieję, że łaskawy los zlituję się kiedyś
nad nami i pokieruje nas do pysznego i nietuzinkowego „Zajazdu pod Jodłową Górą”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz